Władca liczb - Marek Krajewski - recenzja

Autor zyskał uznanie w Polsce i za granicą. Jego książki doczekały się przekładu na kilkanaście języków. Czytelnicy kochają go za to, że dokłada wszelkich starań, by jak najwierniej odtworzyć topografię i historię opisywanych przez siebie miejsc. Najnowszy kryminał pióra Marka Krajewskiego wydany został w roku 2014. Stanowi on kolejny tom cyklu Erynie i opowiada o losach komisarza Edwarda Popielskiego.

Edward Popieski, emeryt dorabiający sobie w kancelarii adwokackiej, przyjmuje kolejne zlecenie od hrabiego Władysława Zaranek-Plater. Ma on rozwikłać zagadkę przypadkowych na pierwszy rzut oka samobójstw i udowodnić, że nie mają one nic wspólnego z Belmisparem, demonem, który za pomocą liczb zmusza ludzi do popełnienia samobójstwa. Kuszony dużymi pieniędzmi Popielski przyjmuje zlecenie. Z pozoru wydaje mu się ono łatwe, lecz im bardziej się w nie zagłębia, tym bardziej sprawy się komplikują.

„Władca liczb” to zwykły kryminał. Nie ma w nim niczego przełomowego czy zaskakującego. Nie należę do grupy osób, która zachwyca się odtworzeniem topografii Wrocławia „który staje się przejściem do mrocznego świata, niebezpiecznym labiryntem” – jak głosiły hasła reklamowe. Interesowała mnie głównie fabuła oraz chęć zrozumienia fascynacji Krajewskim przez jego czytelników. W moich oczach książka byłaby ciekawsza, gdyby Popielski nie uganiał się za demonem. Autor nie przekonał mnie do siebie. Wręcz zraził. Nie sięgnę po inne tomy tego cyklu.





Jola, lat 18


Książka wydana przez Wydawnictwo Znak

Komentarze