Bractwo Bang Bang – Greg Marinovich, João Silva - recenzja

Bractwem Bang Bang nazywano, z początku ironicznie, czterech młodych fotoreporterów wojennych, którzy ryzykowali życie by uwiecznić fragment historii, pragnęli, aby prawda ujrzała światło dzienne. Greg Marinovich i João Silva, dwójka, której udało się ujść z życiem, wydała pełną emocji książkę „Bractwo Bang Bang”. Zawarte w niej informacje szokują, bo są rzeczywistym spojrzeniem na obraz wojny, bólu i śmierci wielu ludzi.

Akcja rozgrywa się w latach 1990-1994 podczas stacjonowania wojennych fotoreporterów, Grega Marinovicha, João Silva, Kena Oosterbroeka i Kevina Cartera w RPA. Okres ten to schyłek panowania apartheidu na południu Afryki, afrykańskiej wojny domowej. Konflikt podzielił zwolenników Nelsona Mandeli oraz Afrykańskiego Kongresu Narodowego i zuluskich nacjonalistów Inkanthy, którzy ściśle działali z rasistowskim rządem ludzi białych.

Ken Oosterbroek i Kevin Carter zapłacili największą cenę za uznanie i podziw społeczeństwa za niewiarygodne ujęcia fotograficzne. Ken zginął w wyniku postrzelenia, a Kevin popełnił samobójstwo. To jedynie obrazuje jak dramatyczne sceny odgrywały się na ulicach Republiki Południowej Afryki, jak wielkie piętno odcisnęły na psychice młodych fotoreporterów widoki przelewanej krwi i cierpienia niewinnych istot.

Książka obfituje w relacje fotograficzne, które potęgują i pozwalają unaocznić rozgrywany się dramat. Narratorem jest jeden z reporterów, Greg Marinovich, który nie oszczędza czytelnikowi drastycznego widoku, bezkompromisowo i dobitnie opisuje to, czego żaden człowiek nie chciałby doświadczyć. Pozycję polecam tym, którzy pragną poznać historię.




P.Z., lat 19




Książka wydana przez Wydawnictwo






Komentarze