Etiopia. Ale czat! - Martyna Wojciechowska - recenzja

Ostatnio zainteresowałam się książką Martyny Wojciechowskiej pt. „Etiopia Ale czat!”. Są to zapisy podróżniczki z niepierwszego już wyjazdu na Czarny Ląd. Ten kraj zrobił na niej największe wrażenie z dotychczasowych podróży. 

Opowieść ta jest przeplatana wieloma praktycznymi informacjami na temat tego kraju, ludności mieszkającej tam, bogatej historii jak i nieustannych spotkań z etiopską władzą. Dziennikarka doświadczyła wiele trudności i nieoczekiwanych sytuacji od pcheł w hotelu do zatargów z policją. Głównym mottem tej wyprawy jest powiedzenie „Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej”. Czytając tę książkę poznajemy m.in. ósmy cud świata, stolicę Etiopii Addis Abebę czy etiopską szkołę. Mamy również okazję przyjrzeć się największemu skarbowi Etiopii szkieletowi hominida Lucy, który ma ponad 3,2 mln lat.

Reporterka podczas swojej wyprawy dostrzega różnice w sposobie postrzegania świata pomiędzy Europejczykami nazywanymi w Etiopii ferendżi, a mieszkańcami Afryki. Dziennikarka twierdzi, że nie da się niczego zaplanować w Etiopii, gdyż jest to kraj bardzo nieprzewidywalny. 

Uważam, że książka jest warta przeczytania, bo Martyna Wojciechowska pokazuje Etiopię jako piękny, kolorowy, zachwycający kraj, ale również jej ciemniejszą stronę medalu, biedę i nędzę.




Klaudia Kiestrzyn, lat 17




Książka wydana przez Wydawnictwo



Komentarze